28 października 2015

Minęły dwa miesiące


27.08.2016 Przekroczyłam bramki na lotnisku, wyszłam z pod matczynych ramion przekroczajac bariery własnej strefy bezpieczeństwa. Łzy spływały mi po policzkach, a ja nie miałam siły ich otrzeć. Z plecakiem na plecach i 25kg walizką w ręku patrzyłam na przewijających sie ludzi, na tych spieszących sie i na tych spokojnie jedzących śniadanie w kawiarence popijając świeżo zaparzona kawa. Ostatni raz odwróciłam głowę w stronę rodziny odgarniając z twarzy opadające włosy.
Cały czas tam stali, ocierając łzy próbowali utrzymać postawę twardych rodziców...rozdzierające się serce prosiło aby zawrócić, powiedzieć, że nie dam rady, że to nie dla mnie, że nie chce. Ale... Zaraz... Ja chcialam! Przecież to właśnie dla tego momentu przez ostatnie 10 miesiecy prosiłam rodziców żeby mnie puścili. Ile było kłótni, trzaskania drzwiami i łez. Nie mogłam w tym momencie powiedzieć ze rezygnuje. Przez cały proces wypełniania aplikacji, badań i przygotowań nie zdawałam sobie sprawy na co sie pisze. 
Ruszyłam w drogę podążając za strzałkami aby dotrzeć do swojego gatu. Stojąc przodem do szyb, patrząc na "moj" samolot, cały czas trzymając ta 25kg walizkę w ręku i 9kg plecak na plecach w głowie miałam tylko jedną myśl "W co ja się wpakowałam". Po chwili ta myśl zaczęła bojować z drugą i zaczęłam pytać samą siebie: "Czy ty zawsze musisz być taka uparta?" 

Po dwóch miesiącach przywykłam do życia w USA, angielski przestał juz stanowić dla mnie taki problem jak na początku, przywykłam do szkoły, nawet zaczęłam sie bardziej angażować w jej życie, przywykłam do nowych znajomych, nauczycieli... Zaklimatyzowałam sie tutaj. Jednak jest coś do czego przyzwyczaic sie nie da. Tęsknota! Nie potrafię przywyknąć do braku bliskich mi osob, braku wspólnych rozmów przy kawie i ciastku, oglądania filmów, spacerów czy bezczynnego leżenia na trawie i słuchania muzyki z głośnika... 
Jeszcze dwa miesiące temu spędzaliśmy razem całe dnie, rozmawiając twarzą w twarz, jedząc razem śniadania, obiady i kolacje, pijąc hektolitry kawy i słuchając gigabajtów muzyki... 
Od dwóch miesiecy budzę sie patrząc na telefon i pisząc "dzien dobry", od dwóch miesiecy wyczekuje każdej wiadomości, a każda minuta przegadana na Skypie jest na wagę złota.
Różnica 7h sprawia jednak, że wieczory spędzam sama, nie potrafiąc pozbierać do kupy wszystkich myśli... Po prostu tęsknie. Po prosu cholernie tęsknie nie mogąc przyzwyczaic sie do pustki jaka zapanowała kiedy ciebie przy mnie zabrakło. Codziennie tak samo cieżko jest powiedzieć Ci "Dobranoc, spij dobrze. Napisze jak wstanę" codziennie tak cieżko pogodzić sie z myślą ze jak pójdziesz to znowu zostanę sama na wieczór atakowana myślami...

6 komentarzy:

  1. Po przeczytaniu posta posmutniałam. Na pewno ciężko jest odciąć się od rodziny z którą przeżyłaś wspólnie tyle lat. Życzę Ci powodzenia i wytrwałości. Odnajdź w sobie siłę.
    Pozdrawiam cieplutko,
    http://pamietam-wczoraj.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo smutny post. nie potrafiłabym żyć sama i tym bardziej z taką różnica godzinową!
    Tęsknota jest najgorsza! jednak głowa do góry wszystko się ułoży!
    buziaczki i zapraszam Cię do mnie, mam nadzieję, że mój blog sprawi, że zapomnisz na chwile o problemach!

    OdpowiedzUsuń
  3. Będzie dobrze. :) Nie ma się co smucić, pomyśl ile osób chciałoby być na twoim miejscu i przeżyć taką przygodę. Musisz wykorzystać ten czas w 100%!! Przyjechałaś tam żeby czerpać z tego przyjemność, a nie zamartwiać się. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo smutny post , rozłąka z rodziną jest bardzo ciężka , życzę ci wytrwałości w tych ciężkich chwilach
    http://michalina-wolska.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja bym chyba tak nie mogła, ;/

    Poklikałabyś w linki? Będę wdzięczna! ;*
    http://designchanel.blogspot.com/2015/11/s-h-e-i-n.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana, nie ma tego złego...ale powiem szczerze,że sama coś o tym wiem, niemniej jednak...zawsze wychodzi słońce...i warto o tym pamiętam! Buziaki
    Klikniesz u mnie w linki?

    http://nataliazarzycka.blogspot.com/2015/11/shein-choies.html

    OdpowiedzUsuń